Galimatias

Zamykam się

Zamykam się, natychmiast, na ten świat
Nie chcę go widzieć, zbyt dużo ma wad

Tylko z Tobą kiedyś był piękny w parze
Dziś ze mną nic takiego – zwyczajnie marzę

Już tęsknisz? Nie, ja to robię za Ciebie
Nie smuć się, to jeszcze nie ten moment

Teraz odgradzam się kratami, ze stali
Wstęp jedynie dla insektów i robali

Gdybyś chciała poczuć mnie – jestem
Żyję, oddycham, wydycham cząstki swoje
A one, jak samosiejki, wiatrem roznoszone
Już od dawna przecież są w Tobie

Chcesz wiedzieć co, kiedy, jak i dlaczego?
Przyjdź pod okno, strzeżone przez niego:
Kata siebie, wyjętego z rzeczywistości
Który działa, nie odróżnia zła od wielkości

Nie przyjdziesz, przecież to nierozsądne
Drogi są śliskie, kręte, ciemne i wąskie

Posłuż się, wykaż jednak swym intelektem
Lecz wpierw zapytaj mnie, czego ja chcę

…Czy nie wolę tęsknotę, niedolę
Z własnej woli stworzoną swą niewolę

Zapytaj mnie czy kocham – odpowiem
Już, natychmiast, odpowiem: potem

Póki co, jestem w fabryce absurdu
Tkwię w nadziei głębokiego realizmu
Zmieszanego ze spontanicznymi odłamkami
Truizmu, abstrakcjami, złymi snami

Jestem w wytwórni niewidocznych okazji
Odchodzę od zmysłów (czasem w słusznej racji)
Czy moje zwykłe, pierwotne zwoje mózgowe
Dzielę miast na szesnaście, tylko na dwoje

Żyję w wyobraźni swej, bogatej, o Tobie
Nic nie słyszę, nie widzę, a jednak piszę

Tyle niedokończonych spraw miesza mi się
Kogel mogel, kogel mogel w mojej głowie?

Nie, to zbyt częste, płoche fazy Zen
Czasem nocą nie wiem kim, gdzie jestem
Rankami lekko rozpływam się we mgle
Za dnia nie, nie ma mnie dla siebie

Jestem głodny, a tu pełny racjonalizm
Trzeba karmić się tylko swymi myślami
Przecież tylko one zostały mi wolne
Lecz są niewiarygodnie niewygodne

Zostały jeszcze literki, na pożółkłych stronach
Choć mnie karmią – niweczą, leczą aż strach
A długie warkocze uplecione ze wspomnień
Przeszkadzają w ich czytaniu jak ogień

Trzeba się pozbyć każdego głodu, odchudzać
Zniszczyć wszystko, zło i dobro odrzucać
Skoro już jest to powszechnie dozwolone
Unicestwić głupią miłość, zabić co szalone

Później, ze spokojem położyć się na plecach
Myśleć tylko o poważniejszych rzeczach:
Co może mnie spotkać nawet już jutro
I co z tą świeżo zamkniętą kłódką?

Czy coś się wydarzyło?
Przez chwilkę mnie nie było

Jesteś pewna, że jest to tylko próba…
Dojrzałości, wyrozumiałości, wytrzymałości
Mylisz się jednak w swej przewidywalności
Chcę się zamykać, skoro bronisz się dotykać