Galimatias

Rodzinne Zoo (zmyślone, chociaż…)

Czy to możliwe? Bez biletu wstęp?
A jednak, komentarz później.

Chaotycznie, kto się nawinie.

Syn – rak, nieborak, ślimak.
Córka ciągle zła, niczym osa.
Druga córka, to jej powtórka,
tylko dlaczego obrasta w „piórka”?
Teściooowa panoszy się, jak święta krowa.
Do Indii! Tam! Droga wolna, hihi, haha.
Za to teść dobry, lecz pijany jak „świnia”,
a denaturat, to już „za słaba flacha”.
Wnuczka, to urocza żabka – ma rok,
lecz już chodzi, w dorosłych klapkach.
Szwagier – pies na kobiety,
choć jego żona łasi się, jak kotka
i ciągle smaży mu kotlety.
Kuzyn dumny jak paw, bo przepłynął coś tam wpław.
Kuzynka to istna żmija (ją mijam).
Ciotka brzydka jest jak małpa.
Wujek nadal jak kogucik, brzydkie słówka tylko nuci.
Za to dziadek – gruboskórny laik, hipopotamik.
Babcia jak pszczółka – tu i tam, i na dwóch kółkach.
Brat to tępy osioł. Skąd się wziął?
Siostra to kura domowa. Gdzie ona się chowa?
Została żona, piękna jak motylek,
lecz już dawno jej się pozbyłem.
„Zapylała”, ale się na boku, wśród obłoków.

A ja głodny jak wilk – rzekł z ukosa
i wyciągnął co? „Kozę” z nosa.

Kogoś pominąłem? Oj, ależ ze mnie mądry człowiek.
Lubię kurczaki, smalec, z mięska cokolwiek.

Komentarz własny, ciut skomplikowany:
Lubię rodzinę i wszelkie jej zmiany
Własnej „kozy” jednak nie przełknę,
nie potrafię, nie lubię! A fe!!!

Zdegustowany?