Ostatni smutny
Kiedyś napiszę Ci piękny wiersz,
że pozazdrości go każdy wieszcz.
I choć może już będę siwy,
ułożę go bardzo szczęśliwy.
Lecz dziś tli się tylko nadzieja,
serce ścina mroźna zawieja,
obcym darmo daję marzenia,
bo nie chcę nic oprócz istnienia.
Tak, nie chcę przemijających snów.
Tak, ja nie znoszę obłudnych słów.
Tak, co dzień zabijam tęsknotę
i chowam ją nędznie pod płotem.
Samotności wciąż mącę w głowie,
że już biedna kocha się we mnie.
Smutek za łeb trzymam pod wodą,
więc troski same uciec wolą.
A słabość ma zakłopotana,
widząc to pada na kolana,
bo wie, że z wiekiem walczę dzielniej,
choć nie ma przy mnie armii wielkiej.
Zatem śmiało zwij mnie mordercą,
że przegrałem dumą młodzieńczą,
z demonami niewłaściwych lat,
i z byle kim, kogo dał mi świat.
Nie mam nic, jednakże nie skomlę.
Co dzień tylko słodziutko wspomnę…
córeczkę moją sprzed wielu dni,
którą wciąż kocham po wszystkie dni.
Pytam siebie: czyż winny byłem?
Czyste sumienie krzyczy mi: nie!
Więc mój pokoik na poddaszu,
nie będzie mógł zobaczyć płaczu.
Choć już od dawna tak nędznie trwam
i krwawych doświadczeń wiele mam –
to pestka, wiara nie zna granic.
Możesz wierzyć, lub mieć to za nic.
Gdyby przyszło mi czekać sto lat –
warto, choć przede mną drogi szmat.
Wiem, że kiedyś dojdę do celu,
nie dla siebie, może dla wielu.
Ta nadzieja, co się jeszcze tli,
każe wytrwać, dodaje mi sił,
mówiąc, że te wszystkie szare dni,
będą ofiarą dla przyszłości.
Kiedyś napiszę Ci piękny wiersz.
Kiedyś cicho się o nim dowiesz.
A jeśli nie wyślę go Tobie,
będzie wykuty na mym grobie.